Na targach „Młodość – wdzięk – uroda” stowarzyszenie kosmetyczek demonstruje „wzorowy gabinet kosmetyczny”. Maja Berezowska rysuje projekty kreacji, które powstaną z polskich materiałów. Zula Pogorzelska przybywa na bal gwiazd w różowej krynolinie, Vera Bobrowska w sukni-haleczce, a Ina Benita cała w kwiatach. U Hersego pokazy mody odbywają się cztery razy w roku.
Manekin w peniuarze to pełna smakowitego szczegółu wyprawa w przeszłość i barwna opowieść o tym, skąd czerpano pomysły i na ile oryginalna była polska moda w międzywojniu. Autorka odkrywa, kto kształtował styl ówczesnych gwiazd oraz jak trendy z wybiegów i żurnali miały się do tego, co nosili obywatele II RP. Przywołuje nazwiska – dziś często już zapomniane – osób, od których zależało, co noszono w danym sezonie, ale też jak wyglądały wnętrza i styl życia. To w tym krótkim czasie między dwiema wielkimi wojnami pojawiły się zupełnie nowe fasony ubrań, a także nowatorskie podejście do prasy i reklamy.
To również wówczas dostrzeżono wagę aktywności fizycznej, zdrowego żywienia i pielęgnacji. Czy zatem naprawdę nie było polskiej mody w dwudziestoleciu i rodzimą branżę stać było wyłącznie na kopiowanie Paryża?
Babcia Magdaleny Idem wyśmiała kiedyś powtarzane od dekad zdanie, że zrzucenie gorsetów przyniosło kobietom wolność. „Ziemia albo praca – tak. Ale ubranie?” – powiedziała. Może dzięki temu Magdalena Idem nie daje się zwieść pozorom. Krynoliny, koronki, aktorki, nawet słynny dom mody Hersego są dla niej tylko pretekstem, by opisać rządzące modą mechanizmy i oddać głos osobom, które tę modę robiły – krawcowym i szwaczkom, a nie jedynie kreatorkom przywożącym pomysły z Paryża. Autorka odsłania wiele z tego, co często kryje się pod blichtrem – aspiracje, wyzysk i kompleksy. „Manekin w peniuarze” to znakomita książka.
Aleksandra Boćkowska